Moralność katolicka. Lista zakazów czy uczenie się życia według Ducha?

21 grudnia 2017

Poważną przeszkodą w akceptacji nauki Kościoła jest bardzo ciasne rozumienie moralności katolickiej. Sprowadza się ją do szczegółowej listy nakazów i zakazów – tego, czego nie wolno robić, albo tego co powinno się czynić. Takie podejście, wyrządza wielkie szkody także pożyciu seksualnemu małżonków. Jest ono tylko pozornie zgodne z Ewangelią. Jeżeli chcemy, aby katoliccy małżonkowie zakosztowali prawdziwie Dobrej Nowiny, która będzie wyzwalać ich pożycie seksualne ze zła, z grzechu i z niepotrzebnego poczucia winy a w zamian rodzić pokój i radość serca, to musimy koniecznie rozszerzyć perspektywę naszego spojrzenia na moralność katolicką.

Jezus Chrystus ogłosił nowe prawo moralne znane jako osiem błogosławieństw. „Szczęśliwi, którzy…” Życie tą moralnością polega na czymś większym niż zachowanie przykazań. Realizuje się dopiero wtedy, gdy chrześcijanin żyje mocą Ducha św. – jest zdolny do życia podobnego do życia Jezusa Chrystusa. Takie życie przynosi szczęście i pełny rozwój człowieka, ale też prześladowanie ze strony złych ludzi. W nowej perspektywie ukazanej przez Jezusa Chrystusa wymóg zachowywania przykazań Bożych jest tylko minimalistycznym postulatem uporządkowania ludzkiego życia. Chrystus zaprasza nas do realizowania maksymalistycznego projektu życia, który wymaga głębokiej zmiany nie tylko naszej mentalność, ale serca – najgłębszych, duchowych sfer człowieka. To z duchowości, która rodzi się w sercu człowieka pod wpływem Ducha św, wypływa zasadnicza zmiana życia, a nie z zewnętrznego i mechanicznego podporządkowania się normom moralnym.

W tej perspektywie nie wystarczy już nie grzeszyć, aby mieć poczucie dobrego życia: codziennie przychodzić do domu z pracy, przespać się, włączyć telewizor, posprzątać, ugotować obiad, spełnić powinność małżeńską i pójść spać. A w niedzielę pójść do kościoła. Można to wszystko robić i mieć poczucie zachowania Bożych przykazań, ale w rzeczywistości być człowiekiem skarłowaciałym duchowo i moralnie, który się nie rozwija, nie pracuje nad sobą, nie troszczy się o dobre relacje ze współmałżonkiem, nie wspiera go. Nie można mu zaufać, nic wytłumaczyć, dotrzeć do niego… I ten zaniedbany duchowo i moralnie człowiek, bez żadnych aspiracji życiowych, czuje się porządnym katolikiem i uważa, że nie ma żadnych grzechów.

Ewangelia proponuje całkowicie odwrotne spojrzenie na moralność – człowiek moralny to człowiek, który się rozwija duchowo, który kreuje swoje życie, pragnie stać się lepszym, angażuje się w tworzenie dobra, dąży do Boga, chce wygrać swoje życie w perspektywie wieczności. Moralni małżonkowie, to ci którzy uczą się słuchać siebie, dużo rozmawiają ze sobą, poznają się coraz lepiej, kochają, szanują, troszczą się o siebie, dbają o satysfakcjonujące dla obu stron współżycie seksualne. Pracują nad sobą, aby móc żyć coraz lepiej i piękniej. Chrześcijaństwo to kreatywność, pasja życia, praca nad sobą, troska o małżeństwo, odpowiedzialność za dom, pracę… to świętość.

Na czym polega ten nowy, piękny sposób życia można wyjaśnić za pomocą metafory futbolowej. Jeżeli piłkarz – symbol chrześcijanina, chce rozegrać dobry mecz musi wiedzieć po co wychodzi na boisko. Jeżeli wychodzi tylko po to, aby nie grzeszyć – to powinien zgodnie z tym założeniem koncentrować się przede wszystkim na czystej grze – nie faulować, unikać wszelkich ryzykownych akcji, grać spokojnie, tonować emocje, nie wchodzić w bezpośrednie starcia… Na boisku naszego życia nie chodzi jednak tylko o nie grzeszenie, ale o coś znacznie większego. Warunkiem rozegrania pięknego meczu nie jest wcale zakwestionowanie reguł i zasad gry. Tak samo warunkiem pięknego, spontanicznego życia nie jest odrzucenie Bożych przykazań. Wprost przeciwnie są one podstawą, która umożliwia stworzenie pięknego widowiska. Jednak samo zachowywanie przepisów nie sprawi automatycznie, że piłkarze będą dobrze i pięknie grali. Tajemnica bycia zarówno dobrym piłkarzem jak i dobrym małżonkiem tkwi całkiem gdzie indziej niż w umiejętności zachowywania podstawowych reguł.

Chrześcijanin musi wiedzieć po co żyje! Jaki jest cel i sens jego życia? Co chce w nim osiągnąć? Jakie dobro zrealizować? Cel życia nie jest minimalistyczny – nie faulować – nie grzeszyć, ale maksymalistyczny, dokładnie taki sam jak cel gry w piłkę – trzeba zwyciężyć, trzeba strzelić jak najwięcej goli! Podstawowym pytaniem moralnym zarówno piłkarza jak i chrześcijanina nie jest: „co wolno a czego nie wolno robić na boisku? , ale co zrobić, aby następny rozegrany mecz był jeszcze piękniejszy, co trzeba zrobić, aby zwyciężyć? Życie chrześcijanina nie może być ograniczone do zachowywania zasad i reguł, bo ma być czymś o wiele wspanialszym – nieustanną przygodą, coraz to nową akcją, której zakończenia nie sposób przewidzieć.

Gdy wychodzimy na boisko naszego życia możemy z niego stworzyć żałosny i nudny spektakl, jak i piękne i pasjonujące widowisko. Oglądając mecze widzimy wyraźnie różnicę w stylu, taktyce, szybkości, zgraniu zawodników, finezji gry… Pomimo obowiązywania takich samych zasad jedni ludzie potrafią rozegrać dobry i piękny mecz, inni – słaby i nieciekawy. Pomimo ściśle określonych reguł, które zachowują wszyscy piłkarze jedni z nich wspaniale grają w pierwszej lidze, a inni nadają się tylko do czwartej.

O piłce nożnej można mówić w różny sposób. Możemy zacząć wyliczać czego nie wolno robić zawodnikowi albo co powinien robić, aby dobrze grać – nie wolno dotykać piłki ręką, zakazuje się faulować; nie powinno znaleźć się na pozycji spalonego, powinno się strzelać do bramki przeciwnika, a nie do swojej… Gdy tak wymieniamy nakazy i zakazy możemy odnieść wrażenie, że piłka nożna jest jedną z najbardziej represyjnych gier jakie człowiek wymyślił. Niszczy inwencję twórczą piłkarzy, zabiera spontaniczność i radość gry. Kto jednak choć trochę interesuje się piłką nożną wie, że jest to nieprawda. Widział piękne i pasjonujące mecze. Zna ducha gry. W Kościele jest też Duch Kościoła. Kto Go zna odkrywa w Kościele olbrzymią radość życia, drogę do prawdziwej wolności, Bożą miłość. Oddanie Bogu swojego życia seksualnego czyni z niego piękny i bogaty dar przez, który można wyrażać głęboką, ekstatyczną miłość. Przedstawianie nauki Kościoła odnośnie seksualności jako nauki represyjnej, ograniczającej wolność człowieka, pozbawionej radości życia jest podobnym zafałszowaniem. Prawdziwa moralność nie ma wiele wspólnego z etyką skrupulatnie regulującą wszystkie ludzkie wybory a potem pod rygorem grzechu zobowiązującą do ściśle określonych zachowań. Moralność oderwana od duchowości, od egzystencji ludzkiego życia panuje w Kościele tam gdzie duszpasterze nie odkryli jeszcze potrzeby regularnej formacji wierzących, rekolekcji, szkoleń, indywidualnego prowadzenia ludzi. Tego wszystkiego co jest w każdej drużynie piłkarskiej – różnorodności treningów, szkoleń, obozów wyjazdowych…Zaplanowanej drogi inicjacji w dojrzałe życie chrześcijańskie.

Coraz lepsza gra zależy od osobistego rozwoju talentu piłkarza. Młody zawodnik uczy się jak utrzymywać piłkę przy nodze, aby nie uciekła na aut. Młodzi małżonkowie mają trudności, aby odnaleźć się w swojej roli. W każdej sferze życia, także i seksualnej, popełniają błędy. Wielu młodych, dobrze zapowiadających się piłkarzy, aby osiągnąć sukces i sławę, musi włożyć dużo wysiłku w swoje przygotowanie: doskonalić technikę, uczyć się współpracy w zespole, pracować nad szybkością, ograć się w meczach o dużą stawkę, pracować nad swoją osobowością, zdrowo się odżywiać. Tak też wielu dobrze zapowiadających się małżeństw katolickich potrzebuje wytrwale „ćwiczyć” sztukę komunikacji, współżycia seksualnego, rozmawiać o swoich pragnieniach i potrzebach, modlić się wspólnie, spowiadać z grzechów, aby po jakimś czasie pochwalić się sukcesem szczęśliwego małżeństwa.

W trakcie zdobywania umiejętności gry piłkarz zaczyna coraz bardziej się nią cieszyć, staje się coraz bardziej kreatywny. Gra wiąże się z wielkim wysiłkiem fizycznym i psychicznym, ale też staje się pasją, dla której warto poświęcić siły. Podobnie wielu małżonków dopiero z czasem odkrywa współżycie seksualne jako piękny dar od Boga, którym pragną się ze sobą dzielić. Grają coraz bardziej zespołowo – słuchając siebie, rozumiejąc swoje intencje, znając swoje reakcje.

Im lepszy zawodnik tym wyraźniej widzi, że boisko, na którym gra, daje mu wiele jeszcze niewykorzystanych możliwości: zmiany strategii, pozycji i inne ciekawe rozwiązania. Jasno odznaczona linia boiska stanowi tylko ramę poszukiwań i to nie ona go ogranicza. Czy seks małżeński będzie wesoły i spontaniczny jak gra Brazylii, czy wytrwały, ale mechaniczny jak gra Niemców zależy tak naprawdę od nich, od ich kultury, duchowości, temperamentów, dialogu i ćwiczeń. W Kościele można grać różnymi stylami, tylko nie wszyscy umieją naśladować te najpiękniejsze. Dojrzała moralnie para małżeńska widzi, że w Kościele ma wystarczająco dużo wolności, aby poczuć się szczęśliwą w swoim pożyciu małżeńskim. Dobry trener pokazał im możliwości, doprowadził do etapu, gdzie już od samych sportowców zależy czy będą umieli wykorzystać wszystkie możliwości, jakie daje im boisko.

Jeżeli chce się strzelić bramkę trzeba ryzykować utratę piłki. Małżonkowie powinni dążyć do pełnego aktu seksualnego, tak samo jak piłkarz do strzelenia gola w światło bramki. Tak jak ideałem gry nie jest wybijanie piłki na aut, tak też nie jest nim unikanie pełnego stosunku seksualnego. Piłkarze nie powinni sięgać po środki dopingujące, a małżonkowie po antykoncepcję. Na boisku, którym jest łoże małżeńskie wszystko jednak może się zdarzyć. Po nieudanej akcji piłkarz musi się szybko pozbierać i wrócić do gry, która toczy się dalej. Kochający się małżonkowie nie powinni załamywać się popełnionym grzechem, pogrążać się w poczuciu winy, ale jak najszybciej podjąć wyzwanie kontynuowania miłosnej gry, aby przegrywając pojedynek nie przegrać całego meczu. Przegrywając mecz nie przegrać mistrzostw świata. Przegrywając szansę na podium dalej walczyć o jak najlepsze miejsce. Bóg jest Bogiem życia, radości, przebaczenia, dobra, a nie śmierci, smutku i potępienia.

Nieudany strzał nigdy nie jest grzechem. Szkoda, że nie udało się trafić w bramkę, ale w takiej sytuacji tym bardziej trzeba walczyć dalej, tym bardziej napastnik walczyć nadal, aby wreszcie odnieść sukces. Moralne jest właśnie to, że pomimo nieudanej akcji zawodnik gra dalej, to że walczy, że chce strzelić gola. W tym twórczym działaniu się rozwija, zdobywa doświadczenie, uświęca się. Gdy małżonkowie zgrzeszą – zagrają nieczysto: sfaulują się w czasie miłosnej gry – nie od razu, automatycznie są karani w najsurowszy sposób. Nie tracą zaraz więzi z Bogiem, tak jak piłkarz nie opuszcza murawy pomimo licznych błędów, niecelnych podań i strzałów, a nawet fauli. Ocena moralna ludzkich zachowań uwzględnia intencje i okoliczności zdarzenia. Bardzo często faul jest niezamierzony, zdarza się w ferworze gry i wtedy jest błędem, a nie grzechem. Za faulowanie, nawet nie umyślne, można co prawda otrzymać żółtą kartkę, ale ona oznacza, że wolno grać dalej. Zawodnik musi jednak być ostrożniejszy. W przypadkach szczególnie złośliwych i niebezpiecznych zawodnik otrzymuje od razu czerwoną kartkę. Istnieje stopniowalność kary. Nikt rozsądny nie buntuje się przeciwko zasadom moralnym, gdy rozumie, że nie są one wymierzone w człowieka, ale ich celem jest ochrona najwyższego dobra – wysokiego poziomu gry, bezpieczeństwa i piękna meczu.

Kościół ostro gwiżdże na niektóre przewinienia. Dobry i odważny sędzia potrafi jednak znaleźć umiar. Zbyt duża surowość sprawia, że piłkarze boją się grać, boją się walczyć, dryblować, strzelać bramki. Dlatego na boisku nie może panować taki rygor, aby za wszystkie przekroczenia, pojawiające się w czasie walki, groziła od razu czerwona kartka – sankcje za grzech ciężki. Zasady muszą być podporządkowane celowi gry, a nie stanowić sposób na zastraszenie zawodnika. Gdy w Kościele odgórnie osądza się wszystkie grzechy seksualne jako grzechy śmiertelne dokonuje się nadużycia podobnego do niesprawiedliwego karania zawodnika zawsze czerwoną kartką lub pochopnego dyktowania rzutu karnego, który często przesądza o wyniku gry. Gdyby każde przewinienie kończyło się wyrzuceniem z boiska, to w drugiej połowie meczu na murawie nie byłoby już zawodników. Ważne jest, aby piłkarze czuli się dobrze na boisku, mieli wolę walki, nie bali się grać, nie byli zahamowani w swojej twórczej ekspresji. Czasami małżonkowie zostają tak surowo potraktowani przez spowiedników, że w obawie przed popełnieniem grzechu ciężkiego rezygnują z bardziej zaangażowanej gry, a nawet się z niej wycofują. Co z tego, że w ich małżeńskim meczu nie będzie już żadnych fauli, jak ich miłosna gra przestała ich cieszyć, a mecze przestały być atrakcyjnym i pasjonującym widowiskiem. Błąd sędziego sprawił, że pierwszoligowa drużyna spadła do trzeciej ligi.

Stosowanie dopingu jest surowo karane, ale i tak piłkarze dla chwilowej sławy ryzykują zdrowie. Po zakończeniu kariery słono za to zapłacą. Zdrada, aborcja czasami eliminuje człowieka z boiska na wiele miesięcy lub lat. Pożycie seksualne już się nie układa dobrze. Kontuzja jest tak bolesna, że nie chce się grać w jednej drużynie. Małżonkowie muszą wiedzieć, że są przewinienia, które nie rodzą się tylko z ludzkiej słabości czy niewiedzy, ale z w notorycznego nie liczenia się z wolą trenera, sędziego czy partnerów gry. Mąż musi wiedzieć, że gdy gra ostro z nastawieniem, aby jak najwięcej zyskać tylko dla siebie, bez względu na odczucia żony, może popełnić grzech ciężki – tak porani żonę, że współżycia seksualnego nie będzie już kojarzyła z miłością, radością, przyjemnością. Także i żona, gdy nieustannie odmawia wejścia na boisko – regularnie z niezrozumiałych lub błahych przyczyn odmawia współżycia seksualnego – musi pamiętać, że chwilowe korzyści mogą w dłuższej perspektywie czasu zaowocować utratą dobrego kontraktu z mężem – doprowadzić do rozpadu małżeństwa, zdrady, oziębłością we wzajemnych relacjach. Zawodnik jest odpowiedzialny za swoje czyny i ponosi za nie konsekwencje. Gdy przesadzi jego kariera zostanie przekreślona.

Mistrzostwo osiąga się z wiekiem. Dojrzałość duchową i moralną osiąga się stopniowo, w czasie. Nikt od razu nie stał się świętym, a w sferze seksualnej – czystym. Mistrz nie tylko zna przepisy gry, nie tylko opanował strategię meczu, nie tylko ma świetną technikę. Mistrz potrafi się tak ustawić, aby niespodziewanie przejąć piłkę, aby znaleźć się z nią jak najbliżej bramki, wykorzystać okazję i strzelić bramkę. Mistrz jest jak święty. Kocha grę i to jest podstawą jego sukcesu. Piłka jest jego życiem, radością. W każdej akcji widać jego lekkość w prowadzeniu piłki, finezję, skuteczność. Taki też jest ideał moralności katolickiej. Święte, pełne Boga i miłości życie kochających się małżonków jest jak gra mistrza – jest wypracowaną cnotą, uzdolnieniem, talentem, który rodzi się w człowieku pod wpływem działania Ducha św. Mistrz, który pozwala się ponieść swojej fantazji i pomysłom na strzelenie bramki nie czuje się tłumiony ani przez reguły ani przez z góry opracowaną taktykę. W trakcie meczu nie pyta się trenera czy ma strzelać do bramki czy może podać piłkę drugiemu zawodnikowi. Jest wolny w najlepszym znaczeniu tego słowa. Czuje grę, którą kocha i wykorzystuje możliwości, które daje mu tocząca się akcja. Pełni wolę Bożą.

autor: o. Ksawery Knotz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *