Dar pobożności: Ufać Bogu

5 czerwca 2019

Dar pobożności to dar sprawiedliwości w stosunku do Boga. Dar ten doskonali cnotę religijności. Chodzi o religijność całkowicie chrześcijańską, w której Bóg jest Osobą, z którą wchodzę w relację. Oddaję Bogu to, co mu się należy, czyli cześć i uwielbienie. Nie robię tego jednak jako niewolnik, ale jako osoba wolna. I zupełnie nic na tym nie tracę, lecz mogę zyskać wiele.

„Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Ci od Pana” (Łk 1,45). Dla wielu współczesnych ludzi człowiek wierzący jest frajerem. Niejednokrotnie traktuje się takiego kogoś niepoważnie – z przymrużeniem oka i z lekkim uśmieszkiem na twarzy. Stawia się go w jednym rzędzie z kimś przesądnym czy łatwowiernym lub z wyznawcą jakiejś spiskowej teorii dziejów. Wiara stała się dla wielu po prostu obciachem.

Być chrześcijaninem nie oznacza jednak wierzyć w magię, uprawiać jakieś czary-mary, lecz uznawać, że istnieje Ktoś, kto jest przyczyną i podstawą istnienia całego świata, a także celem, do którego zmierza jego historia. Być chrześcijaninem oznacza wierzyć w nieobojętność Stwórcy wobec stworzenia, w Jego zainteresowanie naszymi dziejami, w Jego obietnicę, że ten świat jest prologiem do czegoś wspanialszego. Uzasadnieniem takiej wiary jest Jezus. Jego ziemskie życie, czyli słowa, które wypowiedział, i dzieła, których dokonał, jest dla nas wezwaniem do zaufania Bogu i Jego słowom. Błogosławiony znaczy szczęśliwy. Szczęśliwy, kto uwierzył Słowu. Szczęśliwy, kto wierzy, że Ono nie umilkło, lecz ciągle da się Je usłyszeć. I zawsze jest to Słowo dla mnie.

„Ci, co zaufali Panu, odzyskują siły, otrzymują skrzydła jak orły: biegną bez zmęczenia, bez znużenia idą” (Iz 40,31). Co znaczy zaufać? Gdy życie stawia mnie w sytuacji, która mnie przerasta, gdy zaczyna brakować mi sił, co robię? Proszę o pomoc kogoś, od kogo spodziewam się zainteresowania i zatroskania. Zaufanie wobec kogoś wyraża się najpełniej w momentach trudnych. Człowiek, któremu ufam, to ten, do którego nie boję się i nie krępuję się zwrócić o pomoc. I bywa tak, że trzeba naprawdę niewiele. Zwykła rozmowa (wyżalenie się, wyrzucenie z siebie bólu) niesamowicie dodaje sił, pozwala spojrzeć z lotu ptaka na całą sytuację i znaleźć światło nadziei na wyjście z ciemności. Dlatego trzeba byśmy rozmawiali z naszym Przyjacielem! Na tym polega prawdziwa pobożność, o którą powinniśmy często prosić Ducha Świętego – rozmawiać z Bogiem jak z równym sobie, czyli nie traktować Go przedmiotowo jak maszynę do spełniania życzeń. Nie musimy liczyć sami na siebie. Możemy unieść się jak orzeł i spojrzeć na swoje życie z innej perspektywy. I być może nie raz zauważymy, że nasze rozwiązanie problemu wcale nie musi być najlepsze. Ba, może wcale nie być właściwe!

Podczas każdej Mszy Świętej wypowiadamy parafrazę słów setnika: „Panie, nie jestem godzien, abyś przyszedł do mnie, ale powiedz TYLKO SŁOWO, a będzie uzdrowiona dusza moja” (por. Mt 8,8). Przestaliśmy chyba wierzyć w to, że wystarczy jedno Boże Słowo, by coś w naszym życiu się zmieniło. Modlimy się, żeby Pan dał nam jakiś znak, że jest i że czuwa nad nami. A kiedy pojawia się jedno tylko Słowo, uznajemy Je za zbyt proste, zbyt oczywiste, żeby mogło pochodzić od Niego. Wolelibyśmy, żeby Bóg wygłosił raczej cały referat na temat naszej życiowej sytuacji. Tymczasem pojawia się jedno tylko słowo. Tyle właśnie Bogu wystarczy: jedno Słowo. Ufasz Mu? To pójdź za tym Słowem. Nie potrzebujesz niczego więcej. Jedno Słowo. Tak mało, a tak wiele. Czasami nawet zbyt wiele, żeby Mu zaufać. To Słowo nie jest gadaniem trzy po trzy, ale jest samym Bogiem.

autor: Ks. Mateusz Tarczyński

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *