Zdarza mi się, jak każdemu prawdziwemu Polakowi, narzekać. Narzekam na kierowcę, który wolno jedzie, na ekspedientkę w sklepie, która wolno obsługuje, na znajomych, którzy nie mają dla mnie czasu. Nigdy nie narzekam jednak na swoje małżeństwo. Zdarza mi się narzekać, że coś mi się nie podoba w zachowaniu mojej żony. Jednak nigdy nie narzekałem na sakrament naszego małżeństwa. Jest to dla mnie pewna świętość. Słowo, które ślubowałem mojej żonie przed Bogiem, rodziną i przyjaciółmi.
W zdrowiu i chorobie – nad tym fragmentem chciałbym się dziś zastanowić. Każdemu z nas zdarza się zachorować. Jak zachoruje ktoś w domu, to po jakimś czasie chorzy są wszyscy. Wtedy biegamy do lekarza, dostajemy lekarstwa, jest czas rekonwalescencji i wracamy do zdrowia. W moim domu (myślę, że znowu wielu mężczyzn znajdzie tu podobieństwo), kiedy słyszę temat, że muszę pójść do lekarza, to się wykręcam. Wtedy dochodzi do głosu moja żona i po serii upomnień ląduję u lekarza. Jest to pewna forma troski o moje zdrowie, chciałbym nazwać to motywowaniem, jednak zazwyczaj jest to delikatnie mówiąc – zmuszanie. Wiem jednak, że robi to dla mojego dobra. Natomiast gdy ona jest chora, to ja wiozę ją do lekarza i się nią opiekuje. W ten sposób wyrażam swoją miłość do niej.
Podobnie powinno być z naszym życiem duchowym. Gdy widzimy, że jedno z nas zatraca się w grzechu, powinniśmy siebie nawzajem upominać. Może nie tylko upominać, a analogicznie do choroby – szukać lekarstwa. Droga do konfesjonału nie jest wcale taka prosta, jak powinna. Czasem wydłuża się, podobnie jak w sytuacji z lekarzem. Problem polega na tym, że brak łaski uświęcającej jest jak wirus, który wpływa negatywnie na nasz sakrament małżeństwa. Naszym zadaniem, jako małżonków, jest wspólne wspieranie się w walce z tym wirusem. Podobnie jak z chorobą fizyczną, czasem musimy podjąć pewne kroki, które są niezbędne, a niekoniecznie przyjemne. Musimy zacząć motywować siebie nawzajem, aby pójść do lekarza. A jakby współmałżonek zapierał się rękami i nogami przed leczeniem, musimy go upominać, walczyć o łaskę uświęcającą w naszym małżeństwie.
Łatwo powiedzieć, ale jak to zrobić? Przecież spowiedź powinna być dobrowolna, tak jest to jeden z warunków dobrej spowiedzi. Nie mogę zawieźć żony do księdza i kazać wyznać wszystkie grzechy. Jednak nie zamykajmy się na działanie Ducha Świętego. Postaw sobie dziś pytanie – czy gdy tak usilnie zachęcasz żonę do pójścia do spowiedzi, prosisz Ducha Świętego o łaskę spowiedzi dla niej? Czy może zostawiasz to rozumowi? A może mówisz: „jak będzie chciała, to pójdzie”?
Panowie trzeba stanąć w prawdzie. Często nam również zdarza się długa przerwa od konfesjonału. Dobrze wiemy, że im dłużej zwlekamy, tym trudniejszy rachunek sumienia. Tym bardziej zamykamy się na relacje z Bogiem.
Zastanów się dziś, ile razy w tym tygodniu narzekałeś na swoją żonę? Ile razy narzekałeś na braki związane z twoim małżeństwem? Może na brak seksu? A może poirytowała cię, bo nie dopilnowała jakiejś ważnej kwestii?
Proszę Cię, zadaj sobie kolejne pytania, tym razem w stosunku do siebie – kiedy byłeś u spowiedzi? Ile razy nie wywiązałeś się ze swoich obowiązków jako mąż? Ile razy byłeś obojętny, albo zimny w stosunku do żony? Ile razy ją zignorowałeś?
Powiesz, że pytanie o spowiedź i refleksja nad swoim małżeństwem nie mają ze sobą nic wspólnego. Jesteś w błędzie. Wszystkie dotyczą twojej relacji z żoną. Gdy jesteśmy daleko od Boga, stajemy się dalecy od siebie. Nasze uszy stają się zapełnione „stoperami” i nie słyszymy głosu Boga. Pojawia się nieczystość, kłótnie, brak zrozumienia, irytacja.
Jaki jest wniosek? Bardzo prosty, racjonalny, męski. „Początkiem dobrych czynów jest wyznanie złych” (św. Augustyn). Spowiedź nas do siebie zbliża. Bycie z Bogiem zbliża nas do siebie.
Jeśli nie wiecie od czego zacząć, jak wspierać współmałżonka w walce z grzechem, to polecam wam wspólnego spowiednika i kierownika duchowego. Od jakiegoś czasu, razem z żoną chodzimy do spowiedzi. Wcześniej rozmawiamy wspólnie z księdzem. Wiem, powiecie, że to analogia do terapii dla par. Nie. To wspólna rozmowa z człowiekiem o naszych trudnościach, szarościach dnia. A jest to osoba, która niesie nam posługę sakramentalną, która niesie Chrystusa.